piątek, 24 listopada 2017

Znaczenie słowa nic oraz zwrotów nie ma i nie istnieje

Słowo nic oznacza, że czegoś nie ma lub coś nie istnieje. Pojęcie nieistnienia czegoś można zapisać matematycznym symbolem, którego nazwa brzmi zero. Symbol ten jest powszechnie znany. Uważam, że nie ma potrzeby, abym prezentował jego wygląd.

Podam przykład, który przybliży sens wyjaśnianego pojęcia. Mianowicie, widzimy talerz, na którym nie ma jeszcze ciastek. Nic nie znajduje się na tym talerzu. Kiedy ciastka  zostaną zjedzone, pozostaną po nich okruchy, o ile nikt ich nie zgarnie i nie zje z talerza.  

Trudno sobie wyobrazić, aby nic nie istniało, ponieważ próżnia także jest czymś, co występuje w jakiejś przestrzeni. Przykładowo z pojemnika próżniowego do przechowywania żywności odsysane jest powietrze, w wyniku czego powstaje pustka zwana próżnią, która występuje w jakiejś przestrzeni co prawda ograniczonej, ale jest to przestrzeń.

Jeżeli istnieje jakaś przestrzeń będąca płaskim terenem, na którym nie rosną nawet pojedyncze listki roślin, nie ma jakiegokolwiek budynku, ani nawet małej psiej budki, to i tak coś istnieje. Na przykład grunt, na którym stoimy i powietrze, którym oddychamy.


Mam nadzieję, że udało mi się w przystępny sposób wyjaśnić kwestię zawartą w tym poście. 

piątek, 17 listopada 2017

Moje wyobrażenie o imprezie promującej mojego bloga Swobodne-filozofowanie.pl

Od końca lipca 2017 roku jestem właścicielem domeny Swobodne-filozofowanie.pl. Pod tym adresem znajduje się mój blog, którego tematem jest jak sama nazwa wskazuje swobodne filozofowanie, a ściślej precyzując rozmyślanie na każdy temat, który przyjdzie mi do głowy.

Od dawna lubiłem bujać w obłokach, rozmyślać jak i fantazjować na temat różnych sytuacji, miejsc, rzeczy i zjawisk, a także snuć rozważania o tym i owym. W moim życiu wiele marzyłem. Zdarzyło mi się urzeczywistnić niektóre z moich marzeń. Jednym z moich marzeń było posiadanie własnego medium, za pomocą którego mógłbym dzielić się moimi myślami ze światem zewnętrznym. Niestety ta moja idea egzystuje nadal jedynie w zalążku, gdyż wewnętrzne blokady emocjonalne uniemożliwiają mi jej rozwinięcie. Rozwinięciem tego pomysłu byłaby strona pełna ciekawych tekstów, zwanych postami. Najlepiej, aby te posty wypełnione zostały ciekawymi zdjęciami lub ilustracjami.

Poniżej przedstawię jak wyobrażam sobie imprezę promocyjną dla mojego bloga. Mianowicie miejscem spotkania promocyjnego mogłaby być sala Klubu pod Gruszą, znajdująca się na ul. Popiełuszki 16, w Warszawie pod numerem 1. Na wspomnianą prezentację zaprosiłbym różne osobistości m.in. uczestników Klubu Sukcesu im. Małego Tadzia, którego zjazdy odbywają się w niemalże każdy wtorek o godz. 18:18, pod tym samym adresem. Wszyscy uczestnicy tego klubu byliby gośćmi honorowymi tego zebrania. Poza tym zaprosiłbym dziennikarzy lokalnych gazet i czasopism oraz blogerów zajmujących się tematyką kreatywności. Nie pominąłbym także znajomych spoza klubu.

Na spotkaniu promocyjnym opowiedziałbym o celu dla którego powstał mój blog, a także o genezie jego powstania oraz przybliżyłbym uczestnikom zawartość występującą na wspomnianej stronie. Opowiedziałbym o tym, co już zrobiłem dla rozwoju mojego bloga oraz o moich planach na przyszłość dotyczących rozwoju tej koncepcji.

Zanim rozpocząłbym prelekcję, rozdałbym materiały, przygotowane dla uczestników. W pogotowiu miałbym również wizytówki. Byłoby kilka gadżetów do rozlosowania wśród słuchaczy na koniec spotkania, bądź do rozdania w ramach przeprowadzonego konkursu na temat mojego bloga. Upominkami mogłyby być koszulki, długopisy oraz kubki z nazwą mojej domeny. Na uczestników czekałyby zimne napoje, coś słodkiego, jakieś paluszki-niekoniecznie słone oraz chipsy. Być może dodałbym do tego butelkę, dwie lub trzy jakiegoś smacznego wina, które podałbym w jednorazowych, plastikowych kubeczkach.


Dodam, że pragnąłbym, aby na wspomnianym spotkaniu promocyjnym panował sympatyczny, a najlepiej wspaniały nastrój. Tak, aby w pamięci uczestników pozostały tylko pozytywne wrażenia, co skłoniłoby ich do odwiedzania mojego bloga i polecania go innym.

wtorek, 14 listopada 2017

Co robiłbym gdyby obecnie był rok 1817?

Gdyby był obecnie rok 1817, na pewno nie prowadziłbym bloga w Internecie, ponieważ Internet w ogóle wtedy nie istniał. W tamtych czasach nikt nawet nie potrafił sobie wyobrazić egzystencji przestrzeni wirtualnej, stworzonej przez człowieka. Pojęcia wirtualności także wtedy nie znano.

Gdybym we wspomnianym roku zajmował się pisaniem, tworzyłbym teksty osadzone tematycznie w ówczesnych realiach. Jeżeli udałoby mi się gdziekolwiek opublikować moją twórczość, to występowałaby zdecydowanie w formie papierowej.

W roku 1817, Napoleon Bonaparte przebywał na wyspie Świętej Heleny, a w Warszawie i okolicach Warszawy panował wtedy względny spokój. Egzystowało wtedy Księstwo Warszawskie, zwane też Królestwem Kongresowym, które miało ograniczoną autonomię wobec panującego wtedy cara Rosji. Życie zwykłych ludzi toczyło się swoim rytmem, z dala od kuluarów wielkiej polityki.

W tamtych okolicznościach istniałoby prawdopodobieństwo, że moja twórczość mogłaby mi pomóc w osiąganiu dochodów, które pozwoliłyby mi na to, abym zajmował się zawodowo pisaniem. Za tym przemawia fakt, że na rynku medialnym występowała mniejsza konkurencja, a ludzie dowiadywali się o otaczającym świecie czytając książki, czasopisma i gazety. Obecnie w przeciwieństwie do tamtych czasów żyjemy w erze informacji, w której otacza nas ocean informacyjny, zawierający dane o różnym stopniu użyteczności lub bezużyteczności.

Tematem moich tekstów byłyby być może recenzje sztuk teatralnych, koncertów muzycznych, imprezy artystyczne odbywające się w domach prywatnych zamożniejszych rodzin lub na salonach, własne przemyślenia i przemyślenia innych osób. Pisałbym też o zjawiskach na niebie, o świętach, legendach, bajkach, przepowiedniach. Może napisałbym wtedy jakąś własną książkę lub zbiór opowiadań. Niewykluczone, że podjąłbym się komercyjnego tworzenia wierszy.

Mój blog Swobodne-filozofowanie.pl powstał dwieście lat później –w roku 2017, w zupełnie innej rzeczywistości.

Tak samo jak w czasach obecnych chodziłbym na ryby, lecz mój arsenał byłby zdecydowanie skromniejszy. Moje wędki nie miałyby kołowrotków. Niestety skazany byłbym na przemieszczanie się pieszo lub jakimś pojazdem konnym, gdyż nie funkcjonowała jeszcze na świecie żadna publiczna trasa kolejowa, a nieliczne istniejące na świecie samochody znajdowały się wtedy w fazie eksperymentalnej.

Być może korzystałbym z możliwości upolowania czegoś do zjedzenia poza miastem, gdybym mógł robić to legalnie, gdyż mięso było kosztownym produktem spożywczym. Wędek używałbym również do pozyskiwania pożywienia, a nie tak jak obecnie dla rekreacji i ewentualnie do okazyjnego złowienia kilku rybek dla smaku. Warto wspomnieć, że dawniej występowały ryby w zdecydowanie większej obfitości niż dzisiaj, a wody nie zawierały w sobie skażeń chemicznych.


Wyobraziłem sobie moje życie dwieście lat temu, w optymistycznej wersji. Przyznam, że mimo różnych trudności wolę żyć w obecnych czasach. 

Moje pisanie

Lubię tworzyć teksty, a jeszcze bardziej uwielbiam być publikowanym. Radości ogromnej dodaje mi do tego otrzymana za publikację gratyfika...